Informacje

sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział XI

- Panna Granger do mnie!!!- ryknął ktoś przy wejściu do Wielkiej Sali. Była to profesor Trelawney. Czegóż ona chce od Miony? Hermiona odeszła od stołu i podeszła do nauczycielki. Ta oznajmiła krótko:
- Chodź za mną.
       Poszły korytarzem. Wreszcie dotarły do wieży. Brązowooka zorientowała się, że zmierzają w stronę sali do wróżbiarstwa. Stara profesorka otworzyła kluczem drzwi i gestem zaprosiła Mionę do środka.
W jej nozdrza uderzył zapach wielu perfum i Ognistej Whisky. Usiadła w wysokim fotelu przed biurkiem. Profesor Trelawney zajęła miejsce przed biurkiem i wyjęła z niego dwie szklaneczki i sok dyniowy. Nalała do nich i podała jeden Hermionie.
- Proszę, pij. Będziemy dużo rozmawiać.
Miona posłusznie zaczęła spożywać napój.
- Więc masz wizje, prawda? Bardzo interesujące..
Dziewczyna zakrztusiła się sokiem. Gdy atak kaszlu przeszedł Mionie, zdołała wykrztusić:
- Skąd pani o tym wie?
- Jestem jasnowidzem, skarbie. Widzę i wiem wiele rzeczy- odparła Trelawney. Minę miała poważną.- Chciałabym z tobą o tym pomówić. Otóż, wizje przydarzają się tylko nadzwyczajnym czarodziejom i czarownicom.
- Nie jestem nadzwyczajna- przerwała jej Hermiona
- Ależ jesteś, moja droga. Masz wielkie serce. Pomogłaś w zniszczeniu Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać
- Voldemorta- przerwała jej po raz drugi Hermiona. Profesorka wzdrygnęła się na dźwięk tego słowa.
- Mniejsza o to. To wystarczy, by mieć wizje. A wież mi, wizje są bardzo przydatne w życiu.
- Dlaczego?- zapytała Miona
-  Bo wiesz, co wydarzy się w najbliższym czasie. Możesz zmienic ich bieg. Ale są też słabe strony. Zdarza się, że są też fałszywe wizje. Na pewno zdarzą ci się takie przynajmniej raz w życiu.
- Czy.. czy te wizje będą już.. do końca życia?- zapytała Hermiona
- Oczywiście. A teraz możesz już iść.
- N-naprawdę?- zająknęła sie Miona
- Chyba nie myślałaś, że będziesz wysłuchiwać starej Trelawney? Idź dziecko, za chwilę zaczną się lekcje.
          Hermiona nie miała innego wyboru i opuściła gabinet profesor Trelawney. Jako pierwszą lekcję miała zielarstwo, toteż udała się na błonia w stronę cieplarni. Byli już tam Harry, Ginny i Neville. Draco miał teraz zaklęcia z Puchonami.
- Gdzie cię zaprowadziła ta stara wariatka?-zapytał Neville
- Do swojego gabinetu. Słuchajcie...
Miona powiedziała im wszystko, czego się dowiedziała u Trelawney.
- Uau!- krzyknął Harry- Ty to masz szczęście!
- Niby jakie?- prychnęła Hermiona
- Bo wiesz, co się wydarzy- odparł Harry- Ginny dostała list od George'a.
- Daj mi go- powiedziała Hermiona do Ginny. Ruda podała jej list. Gryfonka rozwinęła go i zaczęła głośno czytać:
Droga Ginny!
Wczoraj do Nory przybył Ron. Wpadł na krótko i narobił wiele zamieszania. Oznajmił, że ma chłopaka i jest mugolskim dilerem oraz że wyrzeka się naszej rodziny. Mama dostała palpitacji serca i tata musiał ją zawieść do Świętego Munga. Jest tam do dziś, ale pod koniec tego tygodnia może ją wypiszą. Wiesz coś o tym? A po za tym- wiesz, że jutro macie już owutemy?
                                              Całuję
                                              George
- Już jutro?!- wrzasnęła ze strachem Miona
- Tak, już jutro- powiedział posępnie Neville- na pewno obleję.
- Nie mów tak. O, już lekcje się zaczynają- powiedział Harry słysząc, że wielki dzwon zaczął ogłaszać wszystkim uczniom, by udali się na lekcje.
            Nie minęła minuta gdy wszyscy- Krukoni i Gryfoni- zauważyli idącą małą, tęgą postać. Była to profesor Sprout. Otworzyła im cieplarnie numer jeden i wszyscy weszli do środka. 
            Pod koniec dnia Hermiona siedziała w swoim dormitorium. Malowała sobie paznokcie u nóg na kolor zielony, gdy do jej okna zastukała sowa. Miona podeszła do okna i otworzyła je wpuszczają ptaka. Upuścił małą paczuszkę wprost na głowę Miony i wyleciała z pokoju. Hermiona rozerwała papier i otorzyła pudełko. W nim były ulubione ciasteczka dziewczyny z lukrem. Doczepione do nich była mała karteczka. Gryfonka wzięła ją do ręki i przeczytała:
Smacznego, skarbie. Powodzenia na owutemach.
                                         Rodzice.
Hermiona uśmiechnęła się do siebie. Spojrzała na zegar. Była dopiero osiemnasta. Jedząc ciasteczka Hermiona do późnej nocy powtarzała sobie cały materiał. Obudziła się na łóżku obok stosu książęk i okruchów po ciastkach. Wzięła szybki prysznic i ubrała się w pomarańczową bluzkę
miętowe conversy i ciemne jeansy. 

Wzięła swoja torbę i poszła na śniadanie. W Wielkiej  Sali zebrało sie już połowa siódmioklasistów. Wsród nich byli Ginny, Neville i Harry. Miona dostrzegła swojego ukochanego. Minę miał wystraszoną. To samo mozna było powiedzieć o jej przyjaciołach i reszcie zebranych. Zajęła miejsce między Nevillem a pewną Gryfonką o jasnych blond włosach. Teraz Hermiona doszła do wniosku, że nie jest głodna.
- No zjedz.- nalegał Harry
- Nie jestem głodna, powtarzam to już ósmy raz- odparła Hermiona po kwadransie.
- Musimy już iść- powiedział Neville widząc, że wszycy wychodzą. Przyjaciele udali się pod salę do OPCM. Weszli do środka i zajęli osobne ławki. Zaczęło się.

**
Przepraszam, że tak długo to trwało. Zbliża się początek roku szkolnego, więc rozdziały będą się ukazywać troszkę później :) Miłego czytania

3 komentarze:

  1. Ale co się zaczęło, jejku nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam takie miętowe conversy <3
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie - bloga uzupełniam o vlogi :)

    OdpowiedzUsuń